Cały teren stacji benzynowej wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Powywracane, zniszczone samochody, niektóre nawet zupełnie spłaszczone, wgłębienia w ziemi sięgające nawet dwóch metrów, a na niej, leżące, powywracane słupy. Widać było również ogromny wpływ ognia, na wszechobecne zniszczenia. Sama stacja benzynowa była w kompletnej ruinie. Nie wiadomo nawet było w jaki sposób dach nadal utrzymuje się na pozostałych trzech i tak już zniszczonych ścianach. Nie wiadomo było co tutaj zaszło, jednak obecnie było tu bardzo spokojnie, a w pobliżu nie było nikogo widać.
Offline
Administrator
Michael idąc przez stację czuł się nieco dziwnie, chociaż po wybuchu epidemii nie jest to niczym nadzwyczajnym.
- Niezłą imprezę tutaj mieli.
Śmiał się po cichu idąc w stronę wnętrza stacji, z każdym krokiem był bliżej, a do jego nozdrzy dobiegał coraz silniejszy smród benzyny, po chwili dotarł do wnętrza budynku. - Muszę tu uważać, ten budynek może w każdej chwili runąć. - Te słowa rozbrzmiewały mu stale w głowie i nie dawały wytchnienia, jego makarov był gotów na każdą okoliczność.
Offline
Wchodząc na stację leżącą w kompletnej ruinie, z pośród gruzów nie dało się znaleźć niczego przydatnego. W miejscach, w których winny leżeć najróżniejszego rodzaju artykuły, znaleźć można było jedynie gruz z zawalonej ściany. Pozostałe, choć w ruinie, wciąż trzymające się ściany, pokryte były zakrzepniętą krwią. Widocznie w tym miejscu musiały mieć miejsce zażarte walki, najprawdopodobniej z wirusem. Jednak po chwili słychać było wystrzał z broni palnej. Zaraz po nim, dwa kolejne. Było to dość dziwne biorąc pod uwagę to, jakie oblężenie przeszło to miasto, jednak taki odgłos jednoznacznie świadczył o tym, że na zewnątrz pozostał ktoś żywy...
Offline
Administrator
Michael chodząc po budynku przyglądał się porozwalanym pułkom gdzie nic nie było, ale jego uwagę przykuły ściany pokryte krwią podszedł bliżej i przyjrzał się im gdy usłyszał wystrzał, a za nim dwa kolejne, szybko odwrócił się i schował za najbliższą wyjścia półką i przyglądał temu co się mogło tam stać, rozglądał się na tyle na ile pozwalały mu jego oczy z wnętrza budynku.
Offline
Oczom schowanego chłopaka ukazał się uciekający, czarnoskóry, łysy mężczyzna w sile wieku. Nosił kamizelkę jednak bez lepszego wyposażenia. Ów mężczyzna wyraźnie kulał, a po przebiegnięciu jeszcze kilku metrów od czasu, aż dostrzegł go Michael, przewrócił się, nie mając już siły dalej biec. Wyraźnie przed czymś uciekał. Tym czymś, jak się szybko okazało, była grupa uzbrojonych ludzi w ciemnych kombinezonach, maskach przeciwgazowych na twarzach, oraz charakterystycznym logiem na ich ramionach. Jedna osoba z grupy wyrwała się przed szereg. Podchodząc do przewróconego mężczyzny i stojąc nad nim niczym kat, wycelowała trzymając w jednej ręce pistolet, prosto w jego głowę, po czym bez chwili wahania, oddała strzał.
Offline
Administrator
Michael patrzył na to niewzruszony. - zabili go szybko więc w dzisiejszych czasach to nic złego. - Miał dylemat czy pozostać w ukryciu czy może jednak wyjść, sam nie wiedział w tym momencie co zrobić. - Raz kozie śmierć. - pomyślał po czym wyszedł z uniesionymi rękoma z kryjówki i stanął przed grupą uzbrojonych ludzi, jego uwagę przyciągnął symbol na ich ramionach, był biało czerwony i przypominał parasol. - umbrella? Chwile w jego głowie kłębiły się takie myśli lecz po chwili odzyskał racjonalny tok myślenia i zaczął się wpatrywaćw tych ludzi.
Offline
Widząc wychodzącego z ukrycia, nieznajomego bliżej mężczyznę, grupka widzianych przez niego, uzbrojonych ludzi od razu skierowała lufy swoich broni prosto w jego stronę.
- Nie ruszaj się! - powiedział jeden z nich, po czym podchodząc do niego kontynuował - Na kolana i ręce na kark! Jeden fałszywy ruch i masz kule we łbie.
Kiedy zamaskowany mężczyzna, jak można było łatwo wynieść po głosie, podchodził do Michaela, reszta członków grupy ubezpieczała go, w razie gdyby ich potencjalne zagrożenie miało wykonać jakiś niepożądany ruch.
Offline
Administrator
Michael położył broń na ziemi po czym podniósł ręce do góry i położył je na karku, wiedział, że wrogowie mają wielką przewagę jednak to nie oznaczało, że ma siedzieć cicho.
- Tak naprawdę to jeśli bym chciał cię zabić to zrobił bym to z ukrycia i nie wychylił bym się tak szybko więc nie musicie być dla mnie, aż tak mili aby kazać "wygodnie" klękać.
Nie widział tutaj wielkiej szansy na odwrót ani żaden inny manewr więc zaczął klękać na ziemi.
- Nie chcę wiedzieć co on wam zrobił, nie obchodzi mnie to, widocznie zasłużył, no to co robić dalej?
Offline
- To ja tu zadaję pytania - Powiedział znajdujący się najbliżej Michaela mężczyzna, po czym zaczął go przeszukiwać
Kiedy już skończył, znów zaczął mówić, przestając wpierw celować w chłopaka. Podobnie też, zrobili chwilę później pozostali członkowie grupy.
- Możesz wstać, ale ręce na widoku. Coś za jeden i jak udało Ci się tutaj przetrwać? Ktoś Cię ugryzł? Podrapał? - A mówiąc to, mówił szybko, z głosem nie tolerującym odmownej odpowiedzi, a nawet nieco z grozą, mimo, iż obecnie nie stanowił on dla nich zagrożenia
Offline
Administrator
Michael powoli stał opuszczając ręce lecz trzymając je cały czas na widoku, wystarczyła chwila nieuwagi aby jego żywot zakończył się w ułamku sekundy.
- Jestem Michael Frash i nie chcę z wami walczyć, to już chyba widać. Nie nic mnie nie ugryzło ani nie zadrapało, jestem cały.
Stał chwile patrząc w żołnierza i nie wiedząc co zrobić dalej, nie wiedząc czy jego kolejny ruch nie będzie ostatnim.
Offline
Mężczyzna prychnął nieprzyjaźnie kiedy Michael skończył mówić.
- Heh... w porządku. Nie stanowisz dla nas zagrożenia, a nawet możesz się nam przydać. Powiedz, nie szukasz przypadkiem zatrudnienia w korporacji? Wynagrodzenie potrafi być bardzo opłacalne... Choć jeśli wolisz zostać tutaj, nie będę Cie powstrzymywał...
Odwracając się, opierając swoją broń o ramię, i wracając do swojego oddziału, bez oczekiwania na odpowiedź, mężczyzna po chwili znów się odezwał:
- Możesz podnieść swoją broń. Wierzę, że nie jesteś na tyle głupi, żeby zacząć do nas strzelać. To jak? Nie mamy całego dnia. Idziesz z nami, albo zostajesz.
Offline
Administrator
Michael stał i słuchał przez chwilę mężczyzny, gdy ten skończył mówić szybkim ruchem podniósł broń, a mężczyzna pośpieszył go w dokonaniu wyboru, zaledwie w kilka krótkich sekund Michael miał przemyślane wszystkie rozwiązania i wybrał co chce teraz zrobić.
- Tak, z chęcią wam pomogę.
po tych słowach bezzwłocznie ruszył za mężczyzną jednocześnie chowając swoją broń.
Offline
Mężczyzna odpowiedział wpierw skinieniem głowy na zgodę Michaela, po czym po chwili znów zaczął mówić.
- W porządku. W takim razie chodź z nami. My wykonaliśmy już swoje zadanie tutaj i zamierzamy się ewakuować.
Chwilę potem, mężczyzna przyłożył dwa palce do radia przy uchu i zaczął mówić jakby do siebie.
- Tu Dranton. Zadanie wykonane. Udajemy się do drugiego punktu ewakuacyjnego.
Po chwili czekania, popatrzył po reszcie oddziału, która również była wyposażona w radio i skinął do nich głową.
- Słyszeliście go. Mamy 20 minut. Streszczajmy się.
Po czym nie czekając na Michaela, ruszyli w bliżej nieznanym mu kierunku, biegnąc truchtem.
Offline
Administrator
Michael widząc jak mężczyzna coś mówi w pierwszej chwili myślał, że jest obłąkany lecz po chwili pomyślał o radiu, uśmiechnął się pod nosem i zaśmiał w duchu ze swojej głupoty, gdy usłyszał, że mają 20 minut nie wiedział o co chodzi ale miał przeczucie, że to nic dobrego. Żołnierze zaczęli biec, a Michael nie miał wyboru, ruszył szybko za nimi, wyrównał bieg i dotrzymywał im kroku biegnąc cały czas za nimi.
Offline
Biegnąc tak, cała grupa wraz z Michaelem nie napotkała po drodze większych trudności. Zachowując bezwzględną ciszę, nawet przy wykańczaniu sporadycznie napotykanych na swej drodze przeciwników, hałas ograniczany był do absolutnego minimum, aby nie ściągnąć na siebie większego niebezpieczeństwa, ani tym bardziej, nie opóźniać zanadto pozostałych towarzyszy. Widać było jak na dłoni ich niemal doskonałe drużynowe zgranie. Bieg nie należał do najszybszych, zatem Michael nie powinien mieć trudności z nadążeniem za resztą. Wówczas, kiedy już upłynęło około 15 minut, cała grupa na rozkaz dowódcy zatrzymała się przed jednym ze szkolnych boisk, jakby na coś oczekiwała. Po chwili dowódca ponownie zaczął mówić przez radio.
- Jesteśmy na miejscu. Czekamy na ewakuację... rozumiem. - dodał po chwili, po czym odwrócił się w stronę oddziału
- Helikopter miał małe utrudnienia, ale przybędzie tu za chwilę.
Offline