Hoffman chętnie przyjął wszystkie walizki. Upewniając się, że to one, dwie z nich przełożył do swojej prawej ręki.
- Masz rację. Kobiety takie jak ty są nieodpowiedzialne i szybko by te walizki zgubiły dlatego to Ja, będę je niósł. - odpowiedział nieco chłodno
- Ruszajmy. - Dodał po chwili ruszając przodem w stronę reszty oddziału
Najpierw misja, potem pytania. - poprawił się idąc do przodu
Używając rękawów kombinezonu szybko otarł twarz ze strug krwi i w miarę się ogarnął aby nie dać niczego po sobie poznać.

Zanim wybuchła bomba Vicki syknęła do Hoffmana.
-Uważaj gościu bo zrobi się nieprzyjemnie, pamiętaj że dla mnie Jesteś tylko wyrośniętym szczylem.
Gdy rozległ się wybuch dziewczyna upewniła się, że oddział jest cały. Totalnie nie podobał jej się ten babski skrzek (uważa, że tylko ona może być ponętna). Wyciągnęła szybko broń i wycelowała w pierwszego zombie. Pomyślmy, jest cały oddział, prawdopodobnie każdy ma broń, głowa zombie (najsłabszy punkt) to jakaś 1/8 części ciała. Magazynek starcza na kilkanaście naboi. Nie powinno być tak źle... Oby. Każdy zombie który się zbliżał lądował na celowniku Vicki.

Wszystko szło ładnie, zombie padały ale to było nic bo ich wciąż przychodziło więcej i może było by tak dalej gdyby nie to że zaraz obok grupki broniących się najemników nie otworzyły się drzwi, z których wyskoczyły Bloodshot'y. Jeden z nich natychmiast podbiegł do Victorii i odrzucił ją na bok, kilka podbiegło do oddziału i zaczęło rozszarpywać go na strzępy. Hoffman stał samotnie, odcięty od Victorii, która miała niemałe kłopoty. Na jednej ze ścian pokazał się zegar cyfrowy, który zaczął odmierzać czas od 5 min w dół. Zombie wciąż wychodziły z pokoju, Bloodshot'y kręciły się gdzieś między nimi atakując i uciekając natychmiast.

// 2 posty do końca czasu\\

Ostatnio edytowany przez simon (2013-05-25 14:35:06)

-Co za pojeby zebrały tu tylu zombie?
Vicki wściekła oddała trzy strzały w Bloodshota który ją zaatakował
-Żryj śrut gnido.
Celowała w głowę i klatkę piersiową. Po chwili wyciągnęła kij i zaczęła nim wymachiwać (nie byle jak, a z rozmysłem - żeby nie było =.=) by roztrzaskiwać czaszki innym zombie. Przesuwała się przy tym w kierunku Hoffmana.

Magazynek: 13-3=10

Zważywszy na to, iż obecnie zmutowany J'avo znajdował się pomiędzy Hoffmanem, a Victorią, chłopak nie chciał ryzykować tego, że zostanie postrzelony. W związku z tym ruszył w stronę mutanta omijając w miarę możliwości pozostałych zarażonych. Z racji tego, iż jakby nie patrzeć przeciwnik był do niego odwrócony plecami, chłopak zaszedł go od tyłu i chcąc przewrócić J'avo, kopnął go w tył nóg na wysokości kolan. Niezależnie od rezultatu od razu starał się wbić mu nóż w zmutowane miejsce, zatem głowę, szukając w niej swego rodzaju słabego punku.

Żywotność: 120-8=112

Hoffman zabił J'avo, Victoria trafiła trzema z pięciu kul, nieumarli padali jednak przychodziło ich coraz więcej i spychały towarzyszy w jedno miejsce. Zegar wybił zero, światło przygasło, zombie nagle ucichły a gdy światło zapaliło się z powrotem, najemnicy zobaczyli że zombie zniknęły, a w miejscu pod zegarem otworzyły się drzwi w głąb.
- Pierwsza runda zaliczona! - odezwał się damski głos - A teraz zapraszam dalej i nie chcę słyszeć nie, bo mam coś dla was ważnego. - dodał szybko i zaczął się śmiać. Ocaleni zostali sami w pokoju a jedyna droga prowadziła wprost przez drzwi.

// Victoria przepraszam nie denerwuj się \\

-Jak ją dopadniesz będzie już martwa... I bez włosów.
Vicki odwarknęła do Hoffmana również przeładowując magazynek. Była wściekła bo ktoś (jakaś lafirynda od siedmiu boleści) ich obserwuje i steruje nimi jak marionetkami. Szła szybko w kierunku drzwi stukając obcasami. Ohooo, teraz z Victorii zrobiła się zimna, bezlitosna bestia. Bez kija nie podchodź.

Vicki przystanęła nagle. Skończyła przeładowywać swoją broń i schowała ją do kabury. Wyciągnęła paczkę fajek, wetknęła jedną w usta i podpaliła ją. Głęboko się zaciągnęła i po chwili wypuściła strużkę dymu. Przymknęła oczy i odetchnęła.
-Zajebie kurwa... Zajebie.
Oparła się o ścianę i pociągnęła jeszcze kilka razy. Spojrzała na Hoffmana i uśmiechnęła się szyderczo.
-Dałabym Ci jednego ale dzieci nie palą.
Tupała niecierpliwie próbując się uspokoić. Kiwała przy tym głową jakby coś kalkulując.
-Pomysły... Znaleźć tą szmatę i dać jej w mordę za to co mi tutaj urządziła. Nie przepuszczę tej lafiryndzie.
Nagle przypomniała sobie, że w końcu im się nieźle dostało. Trzymając fajka w zębach podeszła do Hoffmana i obejrzała go dokładnie uciskając niektóre punkty na jego ciele.
-Naciesz się tym bo od innej tego nie zaznasz. Z tą gębą na pewno.