Obrzeża Kyoto obfitujące w laski poprzecinane siecią dróg. Pełno tu wielkich posiadłości bogatej części społeczeństwa i domków jednorodzinnych z działkami. Spokojna okolica, Zombie i inne rodzaje mniej zaawansowanych wirusów są tutaj rzadziej spotykane niżeli w centrum zatłoczonego miasta.
Offline
Hoffman wraz z oddziałem, opuszczając już dawno temu strefę działania wokół ostatniego celu, przybył wraz z oddziałem dowodzonym naturalnie przez Cristinę Yamato. Po długiej wędrówce wreszcie dotarli na obrzeża miasta, gdzie zdawało się być znacznie spokojniej. Z racji problemów z ostatnio zaproponowaną przez dowództwo strefą ewakuacyjną, wyznaczono oddziałowi Cristiny inną, na terenie obrzeży miasta, gdzie było znacznie bezpieczniej.
- Wywinęli nam niezły numer z tą ewakuacją - zaczął mówić Hoffman spokojnym, i możliwie cichym głosem aby nie zwabić w swoim kierunku nieprzyjaciół - Nie zdziwił bym się, gdyby nas tutaj zostawili. Co o tym myślisz?
Jego pytanie było wyraźnie skierowane do jego przełożonej. Nie patrzył wówczas na nią, lecz trzymał szyk, i patrzył w swoim kierunku, wypatrując ewentualnego zagrożenia.
Offline
Administrator
Cristuna stała i patrzyła w dal, wyglądała na zdenerwowaną i zmęczoną całą podróżą.
-Korporacja by nas tutaj nie zostawiła.
Gdy wymawiała te słowa tak naprawdę nie była ich, aż tak pewna, a myśli prawie rozrywały jej głowę. Cristina stojąc nie zwróciła uwagi na samotnie zbliżającego się zombie, wyglądał on na zagubionego i zbliżającego się tutaj całkiem przypadkiem potwora, gdy nareszcie spojrzała reszta oddziału już się szykowała z bronią, a wśród nich Hoffman. Cristina podeszła do nich i powiedziała dość głośno, ale nie na tyle aby większa grupa wrogów ich usłyszała.
- Zwariowaliście czy co?! Jeżeli zaczniecie strzelać ściągniecie większą ich ilość. Hoffman idź go wykończ jakoś ciszej!
Offline
- Zdajesz się być tego strasznie pewna... - odpowiedział Hoffman na pytanie dowódczyni - Naprawdę jesteśmy, aż tak wyjątkowi? Czuję się wyróżniony... - a w jego głosie słychać było wyraźną nutę sarkazmu
Kiedy Christina powstrzymała oddział, łącznie z Hoffmanem przed oddaniem strzału, on zgodnie z jej rozkazem opuścił broń, dając jej spokojnie zwisać na pasie nośnym, a następnie, stosując się do jej rozkazu, wyjął nóż z pochwy umieszczonej po lewej stronie klatki piersiowej i zaczął pewnym krokiem podchodzić do zombie. Mimo, iż jego przeciwnik był otępiały, z czego chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, wolał nie podchodzić do niego z przodu, a zatem zajść go z boku. Kiedy znalazł się już w odległości około 2 metrów, wyraźnie przyspieszył tempa i usiłował wbić zarażonemu nóż w głowę
Offline
Administrator
Nóż Hoffmana wbił się w głowę przeciwnika, nie do samego końca ale mocniejsze pchnięcie sprawiło, że potwór padł martwy na ziemi, wszystkich obiegła myśl, że jest to zbyt łatwe i coś może się szykować, mało zakażonych wirusem T chodzi tak w pojedynkę nie stawiając większego oporu, coś wyraźnie było nie tak.
- Hoffman wracaj tu szybko musimy o czymś porozmawiać!
Krzyknęła Cristina rozglądając się w koło. Gdy chłopak się zbliżył zaczęła mówić.
- W razie jakichś problemów musimy znaleźć sobie jakieś schronienie, nie jestem przekonana co do przybycia helikoptera korporacji jednak to co znajduje się w teczkach na pewno jest dla nich ważne, musimy udać się gdzieś na bok, takie stanie jest zbyt niebezpieczne, udaj się do tego budynku i przeprowadź szybki zwiad, nie ma czasu na czekanie, pamiętaj tylko, że szczepionka na wirusa nie pomorze po dłuższym czasie od ugryzienia.
mówiąc te słowa wskazała na domek z piętrem w dość dobrym stanie. Była tak pewna tego, że Hoffman wykona zadanie, że nie czekając na jego odpowiedź odwróciła się w drugą stronę i wypatrywała czegoś w oddali.
Offline
Hoffman po wykończeniu przeciwnika, niezwłocznie powrócił do utrzymywania szyku, a słysząc po chwili jak woła go Christina, równie szybko zjawił się obok niej, wyczekując na kolejne rozkazy. Kiedy już wysłuchał tego, co ma do powiedzenia, od razu odpowiedział:
- Zrozumiałem. Robi się.
Z kolei słysząc chwilę później jej pouczenie zmarszczył brwi.
- Wolał bym, żebyś nie traktowała mnie jak nowicjusza... wiem o tym doskonale, dlatego mam przy sobie antidotum.
Po czym kiedy skończył mówić, Hoffman natychmiast udał się w kierunku wyznaczonego budynku biegnąc truchtem. Jego kondycja pozwalała mu na to, aby przebiec dość spory dystans truchtem, jak wymagał tego poniekąd wojskowy dryl oddziałów umbrelli.
Offline
Administrator
Po niedługim czasie Hoffman dotarł do budynku, który Christina wyznaczyła mu na cel zwiadu z zewnątrz było słychać płacz, brzmiał jak płacz dziecka, który szybko się uciszył, kilka dolnych okien było zabitych deskami, a jedno z nich było zabezpieczone stołem, niewątpliwie w środku jest lub był ktoś żywy, dziwne było jednak to, że drzwi były uchylone, gdy Hofman zbliżył się do nich drzwi otwarły się nagle mocniej, a zza niech wyskoczył szybko kot, teraz wejście do budynku nie stanowiło przeszkody.
Offline
Cała ta sytuacja wydawała się Hoffmanowi co najmniej podejrzana.
- A to co do cholery? - powiedział do siebie słysząc odgłos przypominający płacz
Kiedy chwile później, kot wyskoczył mu sprzed drzwi, odruchowo złapał za pistolet maszynowy i wycelował w jego kierunku. Hoffman był bowiem wystarczająco daleko aby móc sobie pozwolić na strzały, nie narażając przy tym swojego oddziału na wykrycie przez nosicieli wirusa. Nie widząc niczego podejrzanego przy wejściu, szybko wszedł do środka, rozglądając się uważnie, zabezpieczając wzrokiem każdy kąt pomieszczenia, poszukując czego kolwiek, co było by w stanie się poruszyć o własnych siłach.
Offline
Administrator
Hoffman nie dojrzał w pomieszczeniu nic godnego uwagi poza kijem baseballowym ze świeżymi śladami krwi rzuconym na podłogę jak by ktoś uciekał w pośpiechu, znajdowały się tutaj schody na górę oraz zamknięte drzwi do piwnicy z dużą dziurą na środku, wystarczająco dużą aby przecisnął się nimi dobrze zbudowany mężczyzna, Przez dziurę wystawała sina dłoń.
Offline
Owa sina dłoń, niewątpliwie przyciągnęła uwagę chłopaka. Jednak dochodząc do wniosku, iż piwnica może na niego zaczekać, wolał wpierw zabezpieczyć górę. W tym celu udał się po zauważonych uprzednio schodach, idąc ostrożnie, przy okazji trzymając pistolet maszynowy zawsze w gotowości, kiedy tylko przekraczał jakiś próg, aby nie zostać zaskoczonym na wypadek ewentualnego ataku. Idąc tak, przyłożył dwa palce do prawego ucha z radiem:
- Pierwsze piętro czyste*. Idę na drugie. - powiedział do dowódczyni, nie wyczekując specjalnie na odpowiedź
// * - W Japonii parter to pierwsze piętro\\
Offline
Administrator
Wchodząc po schodach Hoffman słyszał tylko odgłos swoich kroków i jakąś melodię, po wejściu na szczyt jego oczom ukazało się kilka drzwi, niektóre były zamknięte na klucz ale te zza których dochodził dźwięk melodii były otwarte na oścież, za nimi znajdował się pokój dziecięcy w którym była pusta kołyska, a obok niej wciąż grająca dziecięca pozytywka, której kończyła się już bateria ponieważ melodia co chwilę zwalniała, nic więcej na pierwszy rzut oka nie było tutaj ciekawego, a do uszu Hoffmana znowu dobiegł dźwięk płaczu dziecka, tym razem było wiadome, że z dołu mieszkania, tym razem jednak już nie ucichł.
Offline
Hoffman usłyszawszy melodię zatrzymał się w półkroku na schodach.
Co to ma być do cholery?
Po chwili, wchodząc dalej lecz znacznie bardziej ostrożnie, rozejrzał się po wszystkich drzwiach. Naturalnie, wpierw przekroczył próg tych otwartych, aby dowiedzieć się, co wywołuje ten hałas. Podchodząc do pozytywki, pierwsza myśl jaka go naszła była taka, iż ktoś musiał ją uprzednio włączyć lub nakręcić. Zatem kiedy tylko znalazł się w jej pobliżu, od razu odwrócił się za siebie, celując jakby w kogoś, kto miał by wówczas za nim stać, po czym rozejrzał się dokładnie po pokoju, wypatrując zagrożenia. Był święcie przekonany o tym, iż coś go zaatakuje. Jeśli nie za krótszą, to dłuższą chwilę. Usłyszawszy ponownie płacz, chłopak zamarł w bezruchu.
- Mam dosyć zabaw z tym dzieciakiem. Zaraz mu wpakuję kulę w łeb jak się nie uciszy... - mówił cicho do siebie
Rozejrzawszy się jeszcze kilka razy po pokoju, upewniwszy się tym samym o tym, iż jest on rzeczywiście zabezpieczony, opuścił pokój, po czym podszedł do kolejnych drzwi na piętrze.
- Smarkacz może zaczekać. Najwyżej coś go zeżre i doigra się za narobienie mi stracha.
Kiedy już podszedł do kolejnych drzwi, ostrożnie nacisnął na klamkę swoją prawą ręką, chcąc przy otwieraniu drzwi, lewą ręką jakby na siłę wcisnąć po między drzwi, a futrynę lufę od swojego pistoletu maszynowego aby niezwłocznie wyeliminować ewentualnego napastnika.
Offline
Administrator
Gdy Hoffman przekraczał drzwi usłyszał hałas po lewej stronie drzwi, a gdy tylko jego oczy skierowały się w tamtą stronę zauważył brudnego i wychudzonego mężczyznę biegnącego przez kawałek pokoju ku niemu, niestety Hoffman nie zdążył wystrzelić i mężczyzna powalił go na ziemię, broń wypadła Hoffmanowi z dłoni, a mężczyzna uderzył go szybko w twarz, uderzenia były słabe ponieważ facet wyglądał jak by nie widział jedzenia od miesiąca. Po uderzeniu Hoffmana złapał go za ramiona i zaczął krzyczeć szaleńczym głosem.
- Chcesz zabić nasze dziecko! Żona poszła z nim do piwnicy! Ty, ty chcesz je zabić! MORDERCA!
Ostatnie słowo powiedział już prawie się drąc, koleś był naprawdę wariatem.
Żywotność: 124 - 2 = 122
//*Jak coś źle to prosił bym o poprawienie ponieważ mnie poganiają tutaj*//
Offline
Kto jak kto, lecz Hoffman był wytrzymały na obrażenia. Chłopak nic sobie nie robił z jego uderzeń. Słysząc jego wrzaski, pierwsza myśl jaka go naszła, była o tym, jak uciszyć niewygodnego krzykacza.
Koleś ma nieźle w czubie. Jak go nie uciszę, będą problemy.
Sięgając po pistolet, chłopak miał nadzieję, iż mężczyzna się uspokoi, gdy przyłoży mu go do głowy, chcąc przy tym naturalnie drugą ręką zatkać mu usta. Wpierw jednak musiał wstać i zrzucić z siebie zbędny balast. Zdając sobie również sprawę z własnej ,,specyfiki", patrzył nieznajomemu cały czas w oczy, mając nadzieję, że przestraszy się jego, wynaturzonych, fioletowych źrenic, skoro już zdaje się być obłąkany.
Żywotność: 124-2=122
//Edycja(15-09-20013): Zapomniałem, że mam na sobie kamizelkę taktyczną Zatem nie otrzymuję żadnych obrażeń\\
Offline
Administrator
Mężczyzna zszedł szybko z Hoffmana i uklęknął w kącie pokoju przestraszony, coraz bardziej mu odbijało i mówił coraz bardziej poplątane rzeczy, co chwila mówił o żonie i dziecku w piwnicy, w jego oczach rysowały się teraz strach i szaleństwo, wspomniał też coś o ugryzieniu kogoś, nie chodziło o niego samego lecz o kogoś mu bliskiemu, facet w jednej chwili wstał i swoim szalonym wzrokiem zaczął patrzeć głęboko w oczy Hoffmana, widać było lekki strach lecz psychoza brała górę nad jego racjonalnym myśleniem. Facet podszedł do Hoffmana i chwycił go za
- Musisz mi pomóc, w piwnicy jest moja żona hihi z moim dzieciakiem, uratuj je.
Ten koleś miał co chwilę zmiany nastroju bo znowu zaczął mówić aby Hoffman nie zabijał i że jest mordercą, mówił to dużo ciszej niż poprzednio lecz dalej podniesionym głosem, wtedy w słuchawce odezwał się głos Christiny,
- Hoffman, melduj jaka sytuacja.
Offline